Safari w Tanzanii cz.4 – Ngorongoro

Po porannym safari w Parku Serengeti wyruszyliśmy w drogę do miejsca wyjątkowego – obszaru chronionego Ngorongoro.

Dlaczego obszar ten jest wyjątkowy? Jest to jedno z nielicznych miejsc, w których można zobaczyć Wielką Piątkę, czyli lwa, słonia, lamparta, nosorożca i bawoła. Miejsce to często określane jest mianem krateru Ngorongoro. Jest to jednak niepoprawna nazwa gdyż jest to kaldera, czyli zagłębienie pozostałe po eksplozji niszczącej stożek wulkaniczny. Kaldera ta uchodzi za jedną z największych na świecie i obejmuje ok. 260 km2.

Skoro jest to obszar wyjątkowy, pełny dzikiej zwierzyny to dlaczego nie ustanowiono tutaj parku narodowego? Nie zrobiono tego ze względu na Masajów. Kiedy w sąsiednim Serengeti ustanowiono park narodowy Brytyjczycy postanowili przesiedlić tamtejszą ludność na teren Ngorongoro. Rząd chciał oszczędzić dalszych cierpień rdzennym mieszkańcom tamtych terenów i zezwolił im na pozostanie w obszarze Ngorongoro. W związku z tym ustanowił Ngorongoro obszarem chronionym, a nie parkiem narodowym dzięki czemu Masajowie mogli pozostać na tym terenie.

Tak jak wspomnieliśmy w poprzednich postach, żeby dostać się do Serengeti musieliśmy przejechać przez obszar Ngorongoro. Powitała tam nas brama wjazdowa, a także mini muzeum, w którym można przeczytać kilka ciekawostek na temat tego miejsca oraz zobaczyć listę zwierząt jakie można spotkać na tym obszarze.

Kaldera leży na głębokości 610 metrów w stosunku do obrzeży, które z kolei znajdują się na wysokości blisko 2000 metrów n.p.m. Dzięki różnicy poziomów można podziwiać panoramę ogromnego obszaru:

Jadąc z Serengeti wjechaliśmy do Ngorongoro od drugiej strony (nie od strony bramy wjazdowej). Cała droga przebiegała w pyle, a z okna jeepa widzieliśmy rudą ziemię, gołe drzewa i wyschnięte trawy. Krajobraz ten nie przeszkadzał jednak żyrafom, które mijaliśmy po drodze. One potrafią sobie poradzić w każdych warunkach :).

Ngorongoro żyrafa

Trzeba dodać, że żyrafy można spotkać tylko poza kalderą. W samej kalderze próżno ich szukać.

Późnym popołudniem dojechaliśmy do miejsca naszego noclegu – obozowiska namiotowego Simba. Spaliśmy w tych samych namiotach co w Serengeti. Z jedną różnicą – obóz znajduje się na wysokości ok. 1800 m.n.p.m. Oznacza to, że we Wrześniu było tam … bardzo zimno. W nocy temperatura spada do kilku stopni (3, może 4). Ciężko mi było usnąć, a kiedy budziłem się w nocy aż telepało z zimna :). Mieliśmy na sobie wszystkie możliwe warstwy, ale i tak śpiwór nie dawał rady i cieszyliśmy się kiedy zobaczyliśmy wschodzące słońce. Nasze obozowisko:

Czy żałujemy nocy spędzonej w zimnie? Nigdy w życiu! To było kolejne wspaniałe przeżycie. Tak jak w Serengeti to snu tuliły nas odgłosy biegających hien tak tutaj obudziły nas przechadzające się po obozie zebry :). Spanie w takich okolicznościach przyrody jest niesamowite.

Po szybkim śniadaniu spakowaliśmy wszystkie rzeczy do jeepa i wyruszyliśmy w drogę w dół do kaldery. Droga jest dość kręta, w końcu trzeba zjechać 600 metrów niżej.

Pierwszym zwierzakiem, który przywitał nas na dole był nie kto inni niż król :).

Po przywitaniu przez „szefa” regionu pojechaliśmy dalej podziwiać poniekąd księżycowy krajobraz kaldery.

W Ngorongoro pomimo pory suchej cały czas można znaleźć miejsca, w których gromadzi się woda dzięki czemu zwierzęta nie muszą uciekać stąd, żeby przeżyć porę suchą. To sprawia, że o każdej porze roku jest tutaj pełno dzikiej zwierzyny.

Dalsza jazda zaowocowała m.in. spotkaniem mojego ulubionego zwierzaka – guźca 🙂

Kaldera Ngorongoro to nie tylko monotonny krajobraz wypalonych traw. Znajdują się tutaj dwa lasy – las Lerai będący domem dla drzewa gorączkowego (Yelow Fever tree) oraz akacji, a także las Laiyanai, w którym można spotkać m.in. akację lahai. Pomiędzy drzewami grasują przezabawne pawiany 🙂

Małe małpki lubią się przetransportować na grzbiecie matki 🙂

Obszar ten jest domem dla 7000 gnu! Jest ich po prostu mnóstwo:

Oprócz gnu jest tutaj także ok. 3000 gazel (Thomsona i Granta), które często im towarzyszą.

Oczywiście jest tutaj także mnóstwo zebr – populacja liczy ok. 4000 sztuk. Często zabiegają one drogę, niestety są mocno bojaźliwe i widząc zbliżający się jeep uciekają w popłochu.

Oprócz wyżej wspomnianych zwierzaków widzieliśmy także:

Szakala

Strusia afrykańskiego:

Oraz mojego ulubionego przedstawiciela ptaków – dostojnie przechadzającego się sekretarza

Kolejne lwy:

Panowie powyżej to najprawdopodobniej bracia. Tylko to powstrzymuje ich od walki o terytorium. Gdyby nie łączyły ich więzy krwi już dawno jednego z nich by tutaj nie było. Lwy mają bardzo silne instynkty terytorialne.

Po kilkunastu minutach jazdy dojechaliśmy do rzeki, w której wylegiwały się hipopotamy. Bliskość tych niepozornych, ale bardzo groźnych zwierząt wskazywał… zapach, a raczej smród :). Niestety miło wyglądające hipcie mają dość mocny zapach :).

Mieliśmy szczęście bo dwa z nich postanowiły wyjść z wody. Nie wiedzieliśmy jednak, że zrobią to po to, aby załatwić się w dość widowiskowy sposób :). Dlaczego widowiskowy? Dlatego, że hipopotamy podczas popularnej „dwójeczki” machają ogonkiem i rozrzucają odchody w celu zaznaczenia terenu. Wygląda to trochę tak jakby włączyć wiatraczek i wrzucić tam co nieco :).

Oprócz wyżej wymienionych zwierząt Ngorongoro jest domem także dla elandów, nosorożców (widzieliśmy jednego ze zboczy kaldery przez lornetkę dzięki czemu zaliczyliśmy całą wielką piątkę!), lampartów, słoni, bawołów, hien, gepardów i wielu wielu innych zwierząt co czyni to miejsce unikalnym na skalę światową.

Kiedy nad brzegiem jeziorka jedliśmy ostatni podczas safari obiad i nie spodziewaliśmy się już niczego więcej, nagle do miejsca piknikowego postanowił przyjść słoń :).

Od razu wszyscy odsunęli się na bezpieczną odległość od tego ogromnego zwierzaka. Ten nie robiąc sobie nic z gapiów po prostu przeszedł pomiędzy samochodami i udał się w dalszą drogę :). Serce zabiło mocniej, ale nie zrezygnowałem z najbliższego możliwego miejsca dzięki czemu mogłem podziwiać słonia z bliska.

Podsumowując – Ngorongoro to miejsce fantastyczne. Nie bez przyczyny uznawane jest za jeden z przyrodniczych cudów świata. Można spotkać tutaj ogrom zwierzyny, na każdym kroku czeka coś ciekawego i nawet w najmniej spodziewanym momencie trzeba zachować czujność bo nie wiadomo kto wyłoni się zza drzew :). Z pewnością będziemy pamiętać to miejsce i polecamy je każdemu! Ngorongoro po prostu trzeba odwiedzić!

Te trzy dni byłą fantastyczne. Zobaczyliśmy ogromną liczbę dzikich zwierząt, spędziliśmy fajny czas z grupą obcych, a po safari już nie takich obcych ludzi. Spełniliśmy swoje jedno z największych marzeń, a do tego mogliśmy to wszystko poczuć nocując w namiotach otaczanych przez zwierzęta.

Safari było świetne!