Dzień 3. Inne oblicza Singapuru
Tak jak wspomniałem, ogród botaniczny nie zrobił na nas wielkiego wrażenia. Następnego dnia postanowiliśmy odkryć inne oblicza Singapuru.
Dzień trzeci rozpoczęliśmy od czynności, której najbardziej nie lubimy – pakowania. Do godziny 11 musieliśmy opuścić nasz pokój. Na szczęście miła Pani opiekująca się mieszkaniem pozwoliła na pozostawienie naszych bagaży w szafie dzięki czemu nie musieliśmy szukać przechowalni. Po śniadaniu ruszyliśmy w stronę Chinatown. Ze względu na niezbyt dużą odległość (ok. 2.5 km) postanowiliśmy pokonać ją pieszo. Pogoda niezbyt sprzyjała wędrówce – temperatura odczuwalna w granicach 40 stopni to trochę dużo, nawet jak dla nas :). Podczas naszej wędrówki do Chinatown mijaliśmy m.in. „bazar”, w którym znajdowało się wiele okupowanych przez miejscowych barów. Można było również kupić słynne azjatyckie napoje w folii ze słomką. My byliśmy dopiero co po śniadaniu także odmówiliśmy sobie przyjemności skonsumowania tam posiłku:
Podczas spaceru podziwialiśmy kolorowe oblicze Singapuru:
Po około 40 minutowym spacerze doszliśmy do Chinatown. Nagle ze spokojnego Singapuru przenieśliśmy się w środek tętniącego życiem Pekinu. Mnóstwo Chińczyków spotyka się przed barami głośno rozmawiając, jedząc i popijając swoje oryginalne napoje.
Welcome to Chinatown:
Można spotkać wiele budek, które serwują różne oryginalne dania np. żaby, węgorze czy słynny Durian:
Obok Duriana były też inne ciekawe owoce, m.in. Dragon Fruit:
Oprócz gastronomii w Chinatown można podziwiać wiele Świątyń o dalekowschodniej architekturze. Na zdjęciu Buddyjska świątynia – Buddha Tooth Relic Temple.
W samym Chinatown jest dużo taniej niż w centrum Singapuru. Dużą wodę można kupić za około 1 SGD, Colę w puszce za 0.8 SGD podczas gdy w centrum kosztują po 2SGD. Dodatkowo można zjeść za rozsądną cenę a wybór jest ogromny.
Po wizycie u chińczyków przyszedł czas na Little India. Po przejechaniu trzech stacji metra wysiedliśmy praktycznie w samym środku tej dzielnicy. Już na schodach ruchomych wiodących od stacji metra widać było, że wokół nas przynajmniej 90% ludzi to Hindusi. Po wyjściu z metra w okamgnieniu przenieśliśmy się z chińskich uliczek do samego Bombaju :). W powietrzu unosił się zapach kadzidełek oraz wszechobecnego curry. Hinduskie kobiety paradowały w swoich niezwykle kolorowych strojach, a sami Hindusi siedzieli w knajpkach i oczywiście gołymi rękoma spożywali posiłki.
W Little India również nie brakuje Świątyń.
Poniżej Świątynia „Sri Veeramakaliamman Temple” :
Zarówno w Chinatown jak i Little India czystość odbiega nieco od normy, którą można zaobserwować w centrum Singapuru, porównując jednak do Geylangu jest i tak bardzo dobrze :).
Po wizycie w dzielnicy hinduskiej postanowiliśmy pojechać do sławnej dzielnicy Geylang. Jest to tzw. Red Light Distric Singapuru, dzielnica ta słynie z prostytucji, podejrzanych typów oraz co ciekawe z dobrego jedzenia. W drodze do Geylangu mogliśmy podziwiać z daleka m.in. hotel Marina Bay Sands
Od razu po dojściu do głównej ulicy Geylang zobaczyliśmy grupy ludzi dość dziwnie zachowujących się – a to pod wpływem alkoholu, a to innych środków. Na ulicach kwitnie handel różnymi rzeczami w tym takimi, za które w Singapurze grozi kara śmierci. Mieliśmy wrażenie że ta dzielnica jest swego rodzaju enklawą w Singapurze, której prawo nie obejmuje.
Chciałem zrobić nawet kilka fotek, albo chociaż sfilmować widok wszechobecnego syfu na ulicach (pełno wyrzuconych paczek po papierosach, butelek itd.), ale od razu gdy wyciągnąłem kamerę jeden z handlarzy ruszył w naszą stronę i gestykulacją uświadomił nam, że takich rzeczy tam robić nie można. Po godzinnym spacerze i wątpliwej przyjemności postanowiliśmy wrócić metrem do naszego pokoju aby zabrać bagaże.
Oczywiście nie obyło się bez wizyty w naszej ulubionej knajpce Spize :). Ja tym razem zamówiłem mrożoną herbatę i kurczaka z chilli – był to chyba najlepszy wybór jaki dokonałem w Singapurze.
W ciągu jednego dnia zobaczyliśmy cztery różne oblicza Singapuru, od sterylnego biznesowego miasta, przez dzielnicę chińska, hinduską aż po Geylang, w którym ciężko dopatrzyć się jakiegokolwiek porządku. Singapur zachwyca różnorodnością i na pewno jest to jedna z jego cech, która sprawia że trzeba odwiedzić to azjatyckie państwo.
Po zabraniu bagaży udaliśmy się autobusem do Gold Mile Tower skąd o 22.30 mieliśmy autobus do Cameron Highlands.