Safari w Tanzanii cz.1 Arusza

W poprzednim poście opisaliśmy pokrótce jak zorganizować safari w kontynentalnej Tanzanii będąc na Zanzibarze. My wybraliśmy opcję z trzema noclegami oraz wizytą w Tarangire, Serengeti oraz Ngorongoro.

Większość safari startuje z Aruszy. Miasta położonego w północno-wschodniej Tanzanii. Jest to czwarte co do wielkości miasto tego kraju. Populacje liczy nieco ponad 400 tysięcy mieszkańców. Arusza słynie przede wszystkim z tego, że jest bazą wypadową na safari.

Podróż z Zanzibaru do Aruszy postanowiliśmy odbyć na pokładzie samolotu tanzańskiej linii Precision Air.

Lot mieliśmy z przesiadką w Dar es Salaam. Nie byłoby nic ciekawego w tym locie gdyby nie fatalne warunki atmosferyczne na lotnisku w Dar. Pierwsza próba lądowania zakończyła się niepowodzeniem po tym, jak pilot stwierdził że na pasie jest zbyt wiele wody. Po kilkunastu minutach krążenia nad miastem kapitan podjął kolejną próbę lądowania. Niestety nie był w stanie wyhamować na pasie i musiał poderwać maszynę raz jeszcze. Kiedy wróciliśmy nad ocean i powoli dochodziło do nas, że kolejna próba musi być udana ze względu na ograniczoną ilość paliwa zaczęliśmy się stresować. Krótkie spojrzenia na pozostałych pasażerów nas tylko w tym stresie utwierdziły. Ludzie byli przestraszeni jeszcze bardziej niż my :). To był chyba najbardziej emocjonujący lot w naszym dotychczasowym podróżniczym życiu. Na szczęście trzecia próba lądowania okazała się udana i mogliśmy odetchnąć z wielką ulgą.

Krótka przesiadka na lotnisku w Dar i dalej ruszyliśmy w stronę Aruszy tym razem bez przygód.

Lotnisko w Aruszy

Kiedy wybierałem opcję dostania się do tego miasta nie wiedziałem, że lotnisko samo w sobie będzie sporą atrakcją :). Port lotniczy Arusza to malutkie, prowincjonalne lotnisko. Po wyjściu z samolotu zobaczyliśmy kilka awionetek, miniaturową halę przylotów oraz starą wieżę radarową. Widok ten w otoczeniu palm od razu spowodował uśmiech na naszych twarzach 🙂

Hala przylotów to malutkie pomieszczenie, w którym jest kilkanaście miejsc siedzących, a bagaże przynoszone są ręcznie przez pracowników lotniska.

Miejsce oczekiwania na bagaże. Tuż po wyjściu z hali przylotów opuszczamy lotnisko furtką :).

Nie mniej ciekawe jest wejście na lotnisko od strony wylotów. Wejście to również malutka furtka:

Po karty pokładowe trzeba udać się do okienka, w którym drukowane są wszystkie dokumenty. Bagaż ważony jest na widocznej wadze mechanicznej (na Zanzibarze również jest taka waga).

Mi chyba najbardziej podobały się jednak bramki wyjściowe do samolotów. Na lotniskach zazwyczaj widzimy rękawy i drzwi automatyczne. Tutaj bramki wyglądają tak:

Wyjątkowości dodaje fakt, że droga na lotnisko nie jest wyasfaltowana, to po prostu ubity piach:

Miasto Arusza

W samym mieście raczej atrakcji brak. W przewodnikach i opiniach o mieście można przeczytać głównie o tym, jak niebezpiecznie jest poruszać się po zmroku.

W cenie safari mieliśmy jeden nocleg w hotelu Arusha Center Inn. Od razu uprzedzamy, że hotel jest słaby, bardzo słaby. Brak ciepłej wody, komary, dziwny personel. Nie polecamy. Po zameldowaniu wyruszyliśmy w poszukiwaniu lokalnej karty sim. Z ulicznymi sprzedawcami dość ciężko się było dogadać (mało kto mówił po angielsku przynajmniej w minimalnym stopniu), do tego często próbują oszukiwać na cenie karty więc za radą mieszkańców udaliśmy się do sklepu Vodafone i tam kupiliśmy sim z internetem. Drugi raz jednak skorzystałbym z innej sieci. Na terenie, na którym odbywa się safari Vodafone nie ma zasięgu, lub ma tragicznie działające 2G.

Podczas spaceru zrobiliśmy kilka zdjęć miasta.

Nie mamy zbyt wielu zdjęć miasta z dwóch powodów. Po pierwsze nie ma tam nic ciekawego, a po drugie czułem się bardzo niekomfortowo robią zdjęcia, czy chociażby wyjmując telefon. Wszechobecny wzrok przechodniów powodował, że odechciało mi się fotografować uroki tego miasta :).

Widok z okna hotelu chyba podsumowuje sam hotel jak i miasto:

Jedzenie

Korzystając z rekomendacji podróżników wieczorem poszliśmy zjeść kolację w Khan’s Barbeque. Jest to rodzinny biznes polegający na sprzedaży dań z grilla. Na ulicy rozstawione są wielkie grille, siedzenia i stolika. Kupiliśmy zestaw, na który składały się różne mięsa, surówki, chlebki i frytki.

Całość bardzo smaczna i wyrazista. Polecamy również ze względu na przyzwoitą cenę.

Khan’s Barbeque:

Drugim miejscem, w którym jedliśmy była restauracja także serwująca mięso z grilla. Zaprowadził nas tam Pan, który odwoził nas na lotnisko podczas powrotu z Aruszy. Niestety nie znam dokładnej lokalizacji miejsca, ale może po nazwie jakoś traficie :).

Bez jego rekomendacji pewnie byśmy tam nie trafili. Ciężko byłoby również złożyć zamówienie, bo króluje tam język Suahili. Jedzenie było bardzo smaczne i dość tanie:

Oczywiście oprócz nas nie było tam żadnych turystów. Największą ciekawostką tego miejsca był sposób mycia rąk. Kiedy siedzieliśmy przy stoliku w oczekiwaniu na zamówienie podeszła Pani z miedniczką oraz czajnikiem w ręce. W miednicy była butelka po wodzie. Myślałem, że mylnie zrozumieli nasze zamówienie i przynieśli wodę :). Pani jednak na migi pokazała nam, że tutaj myje się ręce. W butelce było rozwodnione mydło, a w czajniku woda do polewania rąk. Taka mobilna umywalka :). Było to ważne, bo jadło się tam rękoma.

Wspomniany zestaw umywalkowy:

Podsumowując, Arusza to miasto nieprzyjemne. Nigdzie nie czułem się tak niepewnie jak tam, szczególnie po zmroku. Wysoki wskaźnik rabunkowy wynika z faktu, że przyjeżdżają tu turyści jadący na safari, a płatności dokonuje się w większości przypadków gotówką co oznacza, że turyści mają przy sobie duży zasób gotówki. Wiedzą to przestępcy i często z tej wiedzy korzystają. Nawet sami mieszkańcy mówią, że poruszanie się samemu po Aruszy jest niebezpiecznie i to odradzają. Nam nic złego się nie stało, ale muszę przyznać że tylko tutaj czułem się tak jakby każdy patrzący chciałby mnie okraść. Na pewno jest to mocno krzywdzące dla miłych mieszkańców, których tam nie brakuje, ale takie mamy odczucie po wizycie w tym mieście.

W kolejnym poście opiszemy pierwszy odwiedzony przez nas park narodowy – Tarangire.