Po powrocie z SaPa do Hanoi mieliśmy wyruszyć w stronę zatoki Ha Long i wyspy Cat Ba. Niezbyt pochlebne opinie na temat Cat Ba oraz fakt, że mielibyśmy tam tylko jeden dzień zdecydowały, że zmieniliśmy plany. Postanowiliśmy przeznaczyć dwa dni na Ha Long (jeden nocleg na łodzi) i jeden dzień mieliśmy w „zapasie”. Zamiast siedzieć w Hanoi zdecydowaliśmy, że pojedziemy na wycieczkę do jednego z dwóch miejsc w prowincji Ninh Binh (prowincja ta uchodzi za starożytną stolicę Wietnamu) – Trang An lub Tam Coc. Wśród turystów zdecydowanie bardziej popularny jest kierunek Tam Coc, my jednak na przekór wybraliśmy Trang An. Wykupiliśmy wycieczkę w lokalnym biurze podróży (raczej nie jest opłacalne jechanie na własną rękę w tamte rejony). Po negocjacjach zapłaciliśmy 25 USD za osobę. Wycieczkę kupiliśmy o 21.30, wyjazd następnego dnia o 8 rano :). W podróży często trzeba podejmować szybkie decyzje ;).
Pierwszą częścią wycieczki była wizyta w pagodzie Bai Dinh. Jest to największa pagoda w tym dość laickim kraju jakim jest Wietnam. Kompleks religijny obejmuje aż 539 hektarów, w skład których wchodzi pagoda, park, jezioro i infrastruktura transportowa. Tego dnia pogoda nie rozpieszczała – było ponad 35 stopni w cieniu. W związku z tym mając do wyboru dojście pieszo do kompleksu (parking znajduje się dość spory kawałek od świątyni) lub samochodem elektrycznych wybraliśmy to drugie. Cena nie była wysoka, a oszczędność czasu i sił ogromna.
Wspomniany pojazd:
W całym kompleksie można znaleźć zarówno starą świątynię jak i nową. Stara świątynia znajduje się w lesie na zachodnim zboczu góry Dinh, natomiast nowa pagoda wybudowana w 2003 roku mieści się po drugiej stronie góry. Na terenie nowej pagody znajduje się kilka budynków świątyń, dzwonnica oraz miejsce gdzie mieszkają mnisi. Brama wejściowa prezentuje się imponująco:
Po wejściu przez bramę jak to bywa w buddyjskich świątyniach od razu można podziwiać bardzo dużo figurek. Praktycznie każda z nich jest ufundowana przez jakąś rodzinę lub osobę.
Po przejściu kilkuset metrów korytarzami wypełnionymi posągami dotarliśmy do dzwonnicy, która prezentuje się całkiem efektownie:
Z dzwonnicy rozpościera się bardzo ładny widok na cały obszar świątyni oraz okolice. Widać po krajobrazie czego można się spodziewać w Trang An 🙂
Sam dzwon waży aż 70 ton!
Po zwiedzeniu dzwonnicy ruszyliśmy w stronę głównej świątyni. Architektura utrzymana jest w stylu azjatyckim i nie odbiega od wszystkich świątyń znajdujących się w tym kompleksie. Trzeba dodać, że wszystkie materiały wykorzystane do budowy kompleksu pochodzą z okolic Bai Dinh. Świątynia z zewnątrz:
Wewnątrz znajduje się posąg Buddy, do którego przybywają pielgrzymi.
Cały kompleks jest bardzo rozległy i zwiedzenie go zajmuje sporo czasu. Dla osób, które lubią buddyjskie świątynie miejsce to jest na pewno bardzo ciekawe. My będąc świeżo po wizycie w Hongkongu i Tajlandii mieliśmy lekki przesyt świątyń :). Mimo to, kompleks ten pozostawił w nas pozytywne wrażenia.
Po wizycie w Bai Dinh zjedliśmy niezły obiad, który był w cenie wycieczki. Był to tzw. bufet, czyli braliśmy talerze i nakładaliśmy co chcieliśmy. Dość smaczna była np. koza :).
Po posileniu się obiadem ruszyliśmy w stronę głównej atrakcji tego dnia czyli Trang An. Kompleks krajobrazowy Trang An położony jest na południowym krańcu delty Rzeki Czerwonej. Słynie on ze spektakularnych wapiennych szczytów położonych pośród dolin, z których część znajduje się pod wodą i otoczonych jest pionowymi skałami. Eksploracja jaskiń znajdujących się na terenie Trang An wykazała ślady ludzkiej aktywności na tym terenie od 30 tysięcy lat! Oprócz skał i jaskiń znajdują się tu również małe wioski, świątynie oraz pola ryżowe.
Po dojechaniu na miejsce naszym oczom ukazał się piękny krajobraz – już wtedy wiedzieliśmy, że będzie to jedno z najładniejszych miejsc jakie zobaczymy w Wietnamie 🙂
Czekaliśmy około 15 minut na bilety uprawniające do wstępu na łódkę. Zwiedzanie przyrody Trang An polega na ok. dwugodzinnym spływie wietnamską łódeczką :). Co ciekawe wiosłują… kobiety. Na szczęście każda łódź ma dwa dodatkowe wiosła więc można ulżyć pani prowadzącej łódkę do czego gorąco zachęcamy. My oczywiście pomagaliśmy :). Widoki podczas spływu są niesamowite! Nie bez przyczyny miejsce to nazywane jest jako Ha Long na lądzie. Bajka!
Uwagę przykuwają nie tylko pionowe skały wyrastające wręcz z wody, ale także przepiękna soczysta zieleń, która je oplata. Pomimo ogromnego upału chłonęliśmy każdą minutę rejsu z otwartymi ustami :).
Podczas rejsu pokonuje się także jaskinie – bardzo fajne. Trzeba jedynie uważać na głowę, nie raz Pani prosi żeby zejść z siedzenia i położyć się pod nim :).
Uwaga na głowę!
Całość rejsu tak jak wspomnieliśmy trwa około 2 godziny. Panie muszą mieć bardzo dobrą kondycję i wytrzymałość – podczas rejsu w tym upale piją jedynie kilka łyków wody. Na koniec rejsu oczywiście daje im się napiwki. Co ciekawe Trang An to chyba jedynie miejsce, gdzie Panie nie wyciągały rąk po napiwek, tym bardziej z wielką chęcią im daliśmy :). Wybierając się tam, należy pamiętać, że spędzimy ponad 2 godziny na pełnym słońcu – konieczne jest nakrycie głowy, a najlepszym rozwiązaniem będzie wzięcie ze sobą dużego parasola. My na szczęście mieliśmy ze sobą parasol, który pożyczyła nam urocza Pani recepcjonistka z naszego hotelu.
Na koniec napiliśmy się azjatyckiego przysmaku czyli soku z trzciny cukrowej. Pyszny i mega wciągający!
Po wszystkim wsiedliśmy do busa i ruszyliśmy w stronę Hanoi. Zatrzymaliśmy się jeszcze, żeby zrobić ostatnią fotkę tego wspaniałego miejsca:
Podsumowując – wybór Trang An okazał się strzałem w 10! Zachwyciły nas formacje skalne, zieleń i przyjemność rejsu. Nie żałujemy, że nie pojechaliśmy do Tam Coc chociaż z pewnością tam jest równie pięknie. Jeżeli nie będziecie wiedzieć co zrobić z jednym dniem w Hanoi to zdecydowanie wybierzcie się do Trang An. Warto!