Wizyta w raju – Seszele 2013 cz.1

31.01.2013

Dzień wcześniej internet obiegła informacja, że jedna z najlepszych linii lotniczych na świecie (wg. mnie najlepsza) Emirates wchodzi na polski rynek. W związku z tym linia zorganizowała promocję na loty z Warszawy do wielu miast na świecie. Do wyboru było wiele miejsc w Azji w świetnych cenach – Tokio, Bombaj, Singapur, Pekin czy Hongkong. Naszą uwagę przykuła jednak jedna z ostatnich pozycji, nieco droższa od innych, ale wyjątkowa – Seszele. W przypływie szaleństwa podjęliśmy decyzję o wyjeździe na Seszele!

Położenie

Do momentu kupna biletów o Seszelach wiedzieliśmy niewiele. Przede wszystkim to, że jest to jedno z najczęściej wymienianych miejsc jako wyjazd marzeń. Seszele to kraj afrykański znajdujący się na półkuli południowej, na który składa się 115 wysp pochodzenia wulkanicznego i koralowego. Spośród tych wysp tylko 33 są zamieszkane. Archipelag leży ok. 1600km od wybrzeży Afryki, położony jest na północny wschód od Madagaskaru, a także na wschód od Kenii:

mapa

fot. Google maps

Największa z wysp archipelagu to wyspa Mahe. Znajduje się tam też stolica państwa – Victoria. Całkowita liczba mieszkańców Seszeli to zaledwie 87 tysięcy co sprawa, że to wyspiarskie państewko jest jednym z najmniejszych pod względem liczby ludności na świecie.

Klimat

Z racji położenia tuż przy równiku Seszele leżą w strefie klimatu równikowego wilgotnego. Sprawia to, że jest to świetne miejsce to odwiedzin o każdej porze roku. Temperatura nie spada tu poniżej 20 stopni Celsjusza, a opady są równomiernie rozłożone. Najchłodniejsze miesiące to lipiec i sierpień, lecz nawet wtedy temperatura wynosi ponad 20 stopni.

Przygotowania do podróży

Wyjazd na Seszele, był naszym pierwszym wyjazdem poza kontynent europejski, który organizowaliśmy zupełnie sami. Już pierwszy „research” uświadomił nam, że nie jest to najtańsze miejsce na świecie :). Przerażeni pierwszymi cenami noclegów w hotelach postanowiliśmy szukać alternatywy. Niestety w 2013 roku nasz ulubiony portal jakim jest airbnb nie dysponował wieloma możliwościami noclegu w tym cudownym kraju. Jeżeli już znaleźliśmy coś fajnego to cenowo nie różniło się od pobytu w hotelu… W końcu przyszedł nam do głowy pomysł, z którego korzysta wielu podróżników – Couchsurfing. Portal ten okazał się zbawienny – udało nam się znaleźć typową kreolską rodzinę, która była w stanie nas pomieścić w wybranym terminie w swoim domu. Po krótkiej mailowej konwersacji z gospodynią domu okazało się, że nie będzie to typowy „couchsurfing”. W związku z cenami na wyspie Pani poprosiła nas o zapłatę 50 Euro za noc. Za tę cenę mieliśmy nocleg dla dwóch osób oraz wyżywienie co było bardzo korzystne ze względu na ceny jedzenia na wyspie. Tak oto trafiliśmy do typowej afrykańskiej, wielodzietnej rodziny gdzie nie można się nudzić :).

Po wybraniu noclegu przyszedł czas na szczepienia. Co prawda żadne szczepienia nie są wymagane do wjazdu na terytorium Seszeli (wymagane jest szczepienie przeciwko żółtej febrze tylko w przypadku przyjazdu z krajów Afryki kontynentalnej takich jak m.in. Tanzanii), ale postanowiliśmy wykonać te zalecane przez WHO:

  • WZW typ A i B. Na szczęście będąc dziećmi nasi Rodzice skorzystali z możliwości szczepień na WZW typu B w szkole i wystarczyła jedynie dawka przypominająca (w moim przypadku obyło się nawet bez tego). Na WZW typu A musieliśmy się zaszczepić. Szczepienie składa się z dwóch dawek. Po wykonaniu dawek nabieramy odporności na całe życie co w przypadku podróżnika jest bardzo ważne :).
  • Dur brzuszny – jadąc w tropiki warto zaszczepić się na tę chorobę. Szczepionka kosztuje około 200zł i daje nam odporność na około 3 lata.
  • Błonica, tężec, polio – tak jak w przypadku WZW B mieliśmy odporność dzięki szczepionce szkolnej (zazwyczaj ta odporność to ok. 10 lat)

Tak jak widać, niestety trzeba wydać kilkaset złotych na szczepienia, ale dzięki temu możemy czuć się spokojni podczas wyjazdu, a dodatkowo nabieramy odporności na wiele lat.

Na wyspach nie występuje zagrożenie malarią i dengą także profilaktyka antymalaryczna nie jest potrzebna.

Podróż

Na wyspę Mahe lecieliśmy z kilkugodzinną przesiadką w Dubaju. Podróż minęła bardzo szybko, przede wszystkim dzięki wysokim standardom panującym w Emirates. Posiłki są genialne, niczego nie brakuje a dzięki rozrywce pokładowej można obejrzeć wiele nowych i ciekawych filmów. Samo lotnisko w Dubaju poraża przepychem. Na wystawach jest wiele luksusowych samochodów, ze ścian leje się woda w postaci wielkiego wodospadu, a w sztucznych jeziorkach pływają kolorowe rybki:

DSC04119

Jedyny minus tego lotniska to … temperatura. Co prawda leży ono w jednym z najgorętszych miejsc na świecie, ale wewnątrz temperatura to około 15 stopni. Nawet będąc opatulonym w bluzie ciężko zasnąć bez dodatkowego koca :).

Po kilku godzinach czekania wsiedliśmy do Airbusa A330, którym udaliśmy się na Seszele. Podczas lotu mogliśmy podziwiać wspaniałe widoki:

DSC04124

Kilkanaście minut przed lądowaniem naszym oczom ukazały się pierwsze seszelskie wysepki. Już wtedy wiedzieliśmy, że będzie to niesamowite miejsce:

DSC04125

DSC04126

Wlepieni w szybę samolotu nawet nie poczuliśmy kiedy wylądowaliśmy na międzynarodowym lotnisku Mahe. Od razu w oczy rzuca się piękna zieleń oraz górzysty krajobraz wyspy:

DSC04128

Po opuszczeniu pokładu samolotu momentalnie poczuliśmy, że jesteśmy w tropikach. Gorące i wilgotne powietrze w zetknięciu z chłodnym i suchym powietrzem w samolocie spowodowało, że okulary zaczęły parować, a nasze ciała pocić w bardzo szybkim tempie :). Terminal lotniska to taki trochę większy domek :). Niczym nie przypomina wielkich europejskich lotnisk czy lotniska w Dubaju. Szybka i bezproblemowa kontrola paszportowa i cudowne słowa „Welcome to Seychelles” :). Zanim opuściliśmy lotnisko dokonaliśmy sporych zakupów w sklepie wolnocłowym. Prosiła nas o nie właścicielka, u której wynajmowaliśmy pokój. W porównaniu do cen na wyspie alkohol oraz papierosy w sklepie wolnocłowym są tam dużo tańsze. Pierwsza myśl gdy poprosiła nas o to Julienne (właścicielka) była standardowa – skoro prosi nas o kilka butelek alkoholu + maksymalną dopuszczalną ilość papierosów to pewnie lubi zabawę i będzie wesoło ;). Po kilku dniach pobytu okazało się jednak, że alkoholem płaci ona robotnikom za remont domu, a papierosy wymienia na świeże ryby prosto od rybaków, które potem dla nas przyrządzała – coś pięknego :).

Na lotnisku wyjechał po nas jej najstarszy syn – Xavier, który podwiózł nas pod sam dom nie chcąc nawet grosza. Pierwsze spotkanie z rodziną Julienne było dość stresujące – wysiedliśmy z samochodu i zostaliśmy przywitani przez ciemnoskórego mężczyznę z wielkim tasakiem w ręku. W ciągu sekundy wiele myśli przebrnęło nasze głowy :). Okazało się, że tasak ten był potrzebny do rozłupania kokosa, którym mąż Julienne chciał nas przywitać. Kokos ten pochodził z drzewa rosnącego na podwórku:

DSC_0659

DSC_0839

Dla takich chwil warto podróżować!

Julienne zaprowadziła nas do pokoju, a tam… dwoje innych osób. Okazało się, że będziemy współdzielić pokój z dwojgiem innych ludzi. Mimo wszystko nie było to największym naszym zaskoczeniem – te dwie osoby to Polacy! Nigdy bym się tego nie spodziewał w tak egzotycznym miejscu jakim są Seszele :). Agata i jej Tata okazali się wspaniałymi współtowarzyszami. Pozdrawiamy Was!

Dom był typowo afrykański, nie było tam ładu i składu. Różne rzeczy miały swoje dziwne miejsca, czasami trzeba było pokonywać niezły tor przeszkód żeby dostać się do schodów. Pomimo tego, to wszystko tworzyło niepowtarzalny klimat, którego teraz bym nie zamienił na kilku gwiazdkowy hotel. Kolorowe jaszczurki biegające po ścianach tylko dopełniały tego klimatu:

DSC_0660

Oprócz miłych jaszczurek były też stworzenia nieco mniej przyjazne (przynajmniej z wyglądu):

pajak

Jak się dowiedzieliśmy, dolny pokój zamieszkiwało dwóch chłopaków… Polaków! Niestety oni widząc bogatą faunę tego miejsca spanikowali i przenieśli się do drogiego hotelu przy plaży (niestety nie każdy jest stworzony do podróżowania ;)).

Już pierwszego dnia poczuliśmy co to tropikalna ulewa. W okamgnieniu zerwał się gwałtowny deszcz, który trwał około 30 minut:

DSC_0668

Krajobrazy za oknem były cudowne:

DSC_0658

DSC_0661

Po krótkotrwałej ulewie wyszło słońce:

DSC_0657

Równikowe deszcze są krótkotrwałe, ale i bardzo obfite. Miejsce, które w ciągu dnia jest bardzo suche, momentalnie zamieniało się w wielkie jezioro:

DSC_0672

Już pierwszego dnia pomimo niepewnej pogody nie mogliśmy oprzeć się pokusie odwiedzenia jednej z seszelskich plaż, ale to już opiszemy w kolejnej części.

cdn.

4 odpowiedzi do artykułu “Wizyta w raju – Seszele 2013 cz.1

  1. Jaworski

    Gdzie macie dalszy ciąg Seszeli Z przyjemnością przeczytam bo też z „promocji” wtedy byłem z żoną ale od razu udaliśmy się na La Digue a później na PRaslin

  2. Karol Werner

    Hej. A czy to prawda, że trzeba pokazać książeczkę szczepień przy wjeździe? Wiecie może czy coś sięzmieniło? No czy to prawda, że trzeba płacić opłatę lotniskową= 40 dolarów przy wylocie?

    1. Mikołaj Autor

      Hej,

      Byliśmy w 2013 roku i żadnej opłaty nie było. Mieliśmy ze sobą żółte książeczki, ale nikt ich nie sprawdzał.