W poprzednich wpisach opisywaliśmy cudowne plaże Barbadosu, wizytę w stolicy Bridgetown czy nietypową atrakcję w tym rejonie świata jaką są Jaskinie Harrisona. Tym razem opiszemy kolejne dwie atrakcje – North Point oraz słynny Oistins Fish Fry.
North Point
Jest to najdalej wysunięty na północ punkt na Barbadosie położony w dystrykcie St.Lucy. Dostać się tam można komunikacją miejską z miasta Speightstown (z terminala autobusowego). North Point to wspaniałe miejsce widokowe. Można podziwiać tam kilkudziesięciometrowe klify, o które rozbijają się ogromne fale Atlantyku. W miejscu tym znajduje się jedna z polecanych atrakcji Barbadosu – Animal Flower Cave. Jest to „jaskinia” utworzona w klifach. Nazwa pochodzi od ukwiałów, które zadomowiły się w naturalnych basenach, które tworzone są przez wpadające do wyżłobień skalnych wody Atlantyku. Niektóre z basenów są na tyle głębokie, że można w nich pływać. Animal Flower Cave to płatna atrakcja, żeby zejść kilka metrów w dół do jednego z basenów trzeba zapłacić 10$. Cena obejmuje jedynie zejście po kilkunastu schodkach w dół… Według nas atrakcja ta nie jest warta tej ceny dlatego odpuściliśmy. Oprócz wspomnianej jaskini, North Point to wspaniałe miejsce. Rozbijające się o klify fale, które ciągną się przez kilkaset metrów robią ogromne wrażenie. W klifach jest wiele „okien”, na które trzeba uważać. Spacer w tym miejscu to jednak czysta przyjemność. Więcej powiedzą zdjęcia:
Jedno z wspomnianych „okien”:
Oistins Fish Fry
Oprócz atrakcji wytworzonych przez naturę, Barbados słynie z jeszcze jednej rzeczy – wieczornego rybnego marketu. Oistins Fish Fry to impreza organizowana głównie w weekendy – największy rozmach ma w piątek. Polega ona na zbiorowym korzystaniu z dobrodziejstw lokalnego jedzenia :). Oprócz świetnych ryb czy owoców morza serwowanych w tamtejszych budkach można podziwiać pokazy barbadoskiej kultury – jest tam ogromna scena, na której tańczą i śpiewają lokalni artyści. Na wielu bocznych, spontanicznie ustawionych scenach można potańczyć i pooglądać popisy tutejszych tancerzy:
Żeby zobaczyć jak czas wolny spędzają rdzenni mieszkańcy Barbadosu trzeba odejść od głównych scen i stolików. Na końcu ustawionych jest kilka małych stolików, przy których mężczyźni oddają się ulubionej grze – na Barbadosie bardzo popularna jest gra w domino :). Widok dorosłych mężczyzn, którzy głośno krzyczą i awanturują się podczas gry jest niezapomniany. Do tej pory nie wiedziałem, że ta gra potrafi wyzwolić tyle emocji w graczach :).
Oprócz atrakcji kulturowych, Oistins Fish Fry to przede wszystkim uczta dla żołądka. Można tam zjeść w przystępnej cenie, a co najważniejsze bardzo smacznie. My skusiliśmy się na słynne latające ryby – „flying fish” oraz deflina. Oba dania były świetnie przyrządzone, a mięso rozpływało się w ustach. Do tego obowiązkowo tutejsze piwo „Banks”.
Flying fish:
Delfin:
PS. Delfin to jeden z przysmaków tutejszej kuchni, można go kupić w każdej restauracji oraz na rybnych targach. Wychowani na filmach typu „Flipper” czy tego typu podobnych mieliśmy spore wątpliwości czy zamawiać mięso z tego wspaniałego zwierzęcia. Mimo zdecydowaliśmy się zamówić to danie – połów jest kontrolowany i wpisany w tutejszy ekosystem :). Samo mięso jest bardzo delikatne i smaczne, jednak kuchnia Barbadosu charakteryzuje się tym, że używa się w niej ogromne ilości aromatycznych przypraw i soli – ciężko więc było wyodrębnić poszczególne smaki.
Rybny targ
Oistins słynie z dobrego jedzenia nie tylko na nocnym Fish Markecie. W ciągu dnia można kupić tutaj świeże ryby i owoce morza prosto od rybaków w bardzo dobrych cenach.
Jeżeli lubicie gotować to miejsce musicie odwiedzić! My kupiliśmy Marlina – rybę osławianą dzięki Hemingwayowi. Do tego słodkie bataty i obiad wspaniały :). Gotowanie świeżej ryby na Karaibach to świetna sprawa. Jeżeli dodatkowo chcecie zaoszczędzić kilka dolarów to na pewno powinniście odwiedzić to miejsce.
Podsumowanie
Barbados to wspaniały kraj. Mieszkańcy są bardzo przyjaźni dla turystów, a do tego jest bezpiecznie. Wszechobecna muzyka dopełnia klimatu totalnego chilloutu, tutaj nikt się nie spieszy i na wszystko jest czas :). Klimat jest bardzo przyjemny – my byliśmy w szczycie sezonu w Marcu, temperatura powietrza stale wynosiła około 30 stopni, a woda osiągała 23-25 stopni. Hotele na wyspie są drogie i według nas niewarte swojej ceny. My mieszkaliśmy w wynajętych pokojach – polecamy. Cena jest dość niska jak na Karaiby – można spokojnie znaleźć dwuosobowy pokój za 50USD, a często dodatkowo dostajemy kuchnię do własnej dyspozycji. W restauracjach jest drogo – polecamy Oistins, przydrożne małe knajpki lub od czasu do czasu wizytę u tamtejszego Azjaty – porcje są duże, smaczne i dość tanie jak na tamtejsze warunki. Ceny jedzenia w marketach dość wysokie, ale i tak opłaca się zrobić zakupy, z których można przygotować śniadanie czy kolację :).
Wbrew pozorom jest szansa, że wizyta na Karaibach nie zrujnuje Waszych portfeli :).
Polecamy Barbados!