Relacja z podróży do Singapuru i Malezji cz.5 – wizyta w Taman Negara

Dzień rozpoczęliśmy wcześnie bo o 8 rano przyjechał po nas bus, który zawiózł nas do Jerantut – bazy wypadowej do Kuala Tahan – wrót parku narodowego Taman Negara. Po około 3 godzinach dojeżdżamy do Jerantut, a dokładniej do miejsca, w którym wyruszają łodzie do Kuala Tahan – druga część transportu do Kuala Tahan odbywa się na pokładzie łodzi.

Łodzie gotowe na przyjście pasażerów:

DSC05820

DSC05829

Sama baza wypadowa to kilka budynków. W jednym mieści się biuro podróży Han Travel, które zajmuje się transportem oraz wycieczkami, w innym mieści się siedziba parku narodowego, w której należy kupić pozwolenia na wjazd do parku – 1MR/Osoba. Dodatkowo jeżeli chcemy robić zdjęcia/filmować należy zapłacić 5MR. W miejscu, w którym znajduje się biuro podróży jest też restauracja, w której można spożyć lunch. Ceny niezbyt wysokie ale jakość również ;). Kurczak curry wybitnie przeciętny, nawet nie było sensu robić zdjęcia. Punktualnie o godzinie 13 ruszamy w 3 godzinną podróż łodzią w górę rzeki aż do Kuala Tahan. Sama przeprawa łodzią jest swoistą atrakcją. Po drodze mijaliśmy ładne krajobrazy, kilka razy udało się nawet zobaczyć wielkiego płynącego warana czy taplającego się w błocie bawoła wodnego.

DSC05841

W odróżnieniu do Cameron Highlands, gdzie temperatura wynosi ok. 20 stopni, w Kuala Tahan jest piekielnie gorąco i duszno. Temperatura wynosi około 35 stopni w cieniu, do tego dochodzi bardzo duża wilgotność – okulary oraz soczewka aparatu parują momentalnie a ubrania kleją się do skóry – witamy w dżungli! Nocujemy w Delimah Guesthouse – wg. opinii z tripadvisora jest to jeden z lepszych w tych rejonach. Z tego co widziałem w Kuala Tahan zdecydowanie się z tym zgadzam. Cena 90 RM za pokój dwuosobowy ze śniadaniem to dobra cena jak na taki standard. Po krótkim odświeżeniu idziemy coś zjeść – do wyboru jest kilka pływających restauracji, które znajdują się na palach przy brzegu rzeki. Wybór padł na restauracje Mama Chop – z tego względu iż biuro podróży, w którym wykupiliśmy transport wyświetla tam film o parku narodowym. Ceny w Mama Chop nieco wyższe niż w pozostałych restauracjach, samo jedzenie ok. Po obejrzeniu filmu wracamy spać. Długa podróż do Kuala Tahan dała się we znaku. Idziemy spać bo jutro o 9.30 wyruszamy w dżunglę. Wycieczka, którą wykupiliśmy to wejście na szczyt Bukit Terisek + słynne mosty Canopy walking. W dżungli trzeba mieć przewodnika.

Zanim wyruszy się do dżungli warto się dobrze przygotować – buty zakrywające kostkę, koniecznie repelenty na owady (chociaż komarów spotkaliśmy tam kilka razy mniej niż w Polsce podczas ciepłego wieczoru nad jeziorem, jednak należy uważać na Malarię), warto mieć długie spodnie ze względu na wszechobecne pijawki.
Pierwszy etap wycieczki to przepłynięcie łodzią w miejsce, w którym jest wejście na ścieżkę prowadzącą do wiszących mostów. Po kilku minutach dopływamy na miejsce. Wchodzimy w dżunglę!
Po chwili pierwsze zaskoczenie – wszędzie gdzie idziemy są gotowe schodki, podesty… . Okazuje się, że droga Canopy Walking tak wygląda – nie bardzo jest możliwość zejścia ze szlaku. Udogodnienia dla turystów zabiły trochę klimat dżungli w tym miejscu. Na szczęście po kilkudziesięciu minutach schodzimy ze ścieżki!

DSC_0596

Mijamy wiszące mosty – nasz przewodnik mówi, że teraz nie ma sensu się tam zatrzymywać (duża kolejka) i zajdziemy tam w drodze powrotnej. Zgodnie z poradą idziemy dalej. Po dość męczącym ze względu na duży upał trekkingu dochodzimy do celu – Bukit Terisek.

DSC_0605

Panorama raczej nie zachwyca, ot po prostu wzniesienia, które porasta gęsta dżungla. Tak jak wspomniałem warto się dobrze ubrać – jedna z dziewczyn nie posłuchała tej rady i oczywiście była pierwszym celem pijawek :). Z jej zachowania można było wyczytać, że bliski kontakt z pijawkami nie jest przyjemny. Widok ze szczytu:

DSC_0606

Wracając ze szczytu idziemy wreszcie na coś na co czekaliśmy najbardziej – Wiszące mosty. Każdy most poprzedza platforma, na której maksymalnie może znajdować się 5 osób. Same mosty to bardzo ciekawa atrakcja, czasami wiszą dość wysoko także jeżeli ktoś ma lęk wysokości to może się trochę spocić :).

DSC_0633

Odbieramy swoje bilety (zawarte w cenie wycieczki z przewodnikiem, w przypadku gdyby ktoś sam chciał się tam wybrać to za wstęp na mosty opłata to 5RM) i ruszamy na pierwszy wiszący most:

DSC_0620

Same mosty fajne – niektóre znajdują się na dość dużej wysokości, ale i tak są w 100% bezpieczne. Po przejściu wszystkich mostów ponownie wsiadamy do łodzi, która wiezie nas do miejsca skąd ruszyliśmy. Cała wycieczka trwała około 4 godziny (w tym 30 minutowe czekanie w kolejce na wiszące mosty), koszt to 35RM za osobę. Moim zdaniem warto dla samego przejścia się mostami.

Po powrocie idziemy przetestować inną pływającą restaurację. Ceny około 1-1.5 RM niższe niż w Mama Chop a samo jedzenie bardzo smaczne. W międzyczasie dopada nas spora ulewa, na szczęście siedzimy pod dachem.

DSC05860

Każdego wieczoru można podziwiać w dżungli taki widok:

DSC05862_resize
Dżungla ze względu na wysoką temperaturę oraz wilgotność wręcz paruje.

To już koniec naszej krótkiej przygody z dżunglą… Następnego dnia wyruszyliśmy w drogę na piękne Perhentiany!