Indyjska Dolina Krzemowa – kilka dni w Bangalore.

Do Indii wybrałem się we wrześniu 2014 dość niespodziewanie – służbowo. Na przygotowanie do podróży oprócz miałem raptem niecałe 2 tygodnie.

Formalności

Obywatele Polski chcący wjechać na terytorium Indii muszą posiadać wizę. Do wyboru jest kilka rodzajów:

  • turystyczna
  • biznesowa
  • studencka
  • pracownicza
  • tranzytowa i kilka innych

Ja osobiście wybrałem turystyczną półroczną – maksimum co możemy uzyskać w ambasadzie. Cały proces ubiegania się o wizę jest prosty, ale czasochłonny. Trzeba wypełnić wniosek na stronie do tego przeznaczonej – wszystkie potrzebne informacje można znaleźć na stronie specjalizującej się w tym – http://www.blsindiavisa-poland.com/.

Po wypełnieniu wniosku należy dostarczyć paszport do siedziby Ambasady i tam go zostawić na co najmniej kilka dni roboczych. Po odbiór paszportu również trzeba udać się osobiście – chyba dopuszczalna jest wysyłka, ale jeżeli będziecie aplikować to zadzwońcie do ambasady.

Wiza jest wklejana na całą stronę w paszporcie coś na wzór wizy amerykańskiej.

Podróż

Celem mojej podróży było miasto Bangalore. Jest ono nazywana Indyjską Doliną Krzemową ze względu na mnóstwo firm specjalizujących się w technologiach informatycznych, które mają tam swoje oddziały. Bangalore leży w prowincji Karnataka w południowej części Indii. Jest to trzecie co do wielkości miasto w tym kraju – 8,7 mln mieszkańców.

Do Bangalore leciałem przez Dubaj linią Emirates. Połączenia nie są zbyt dogodne – w jedną stronę przesiadka wynosiła aż 22 godziny co skrzętnie wykorzystałem na krótką wizytę w Dubaju. W drodze powrotnej przerwa trwała 8 godzin 15 min. W przypadku przesiadki dłuższej niż 8 godzin linie Emirates zapewniają posiłek na lotnisku oraz darmowy nocleg w hotelu położonym niedaleko lotniska – standard przyzwoity.

Welcome to India!

Do Bangalore przyleciałem późnym wieczorem – coś około godziny 21. Standardowe kontrole bagażu czy przypadkiem nic niebezpiecznego nie wwozi się do Indii i już pierwszy stresik. Do Indii nie można wwozić np. owoców. Wiedząc, że razem ze mną będą tam koledzy z wielu państw w tym m.in. Rosji postanowiłem im sprezentować polskie jabłka, które wówczas były sławne ze względu na nałożone embargo :). Trzymając się przepisów (zazwyczaj nie przejmuje się zbytnio niektórymi przepisami wjazdowymi) postanowiłem się przyznać, że jestem w posiadaniu jabłek. Bardzo miły (jak wszyscy Hindusi) strażnik powiedział ’No problem’ więc poszedłem wolno. Uff.

Jako, że była to podróż służbowa zakwaterowanie miałem w miejscowym Novotelu położonym niedaleko kampusu, w którym siedzibę ma kilka firm z obszaru IT. Nie chcąc ryzykować, jeszcze przed wyjazdem zamówiłem transport hotelowy. No i tutaj się zaczęło…

Oczywiście mój hinduski kierowca czekał na mnie z karteczką w hali przylotów. Bez problemu go odnalazłem. Wyszedłem z nim przed lotnisko, kazał mi poczekać przy ulicy z bagażem – poszedł po samochód, który zaparkował gdzieś dalej. Zanim przyjechał minęło około 15 minut. W tym czasie co najmniej kilkunastu taksówkarzy chciało mnie namówić na przejazd do miasta. Twardo odmawiałem. Przyjechał kierowca. Styl jazdy w Indiach jest podobny jak w całej Azji – klakson wiedzie prym. Żadne kierunkowskazy, ustępowanie pierwszeństwa itd. nie ma miejsca. Nie robiło to na mnie większego wrażenia (miałem za sobą azjatyckie doświadczenia) więc podróż mijała dość szybko na miłej pogadance z kierowcą. Wypytał mnie o wszystko, sam opowiedział nawet o swoich rodzicach i pewnym momencie poprosił mnie o coś co sprawiło, że po raz pierwszy zacząłem się stresować – kazał mi zamknąć oczy mówiąc, że zabierze mnie w wyjątkowe miejsce…

Od razu w głowie tysiące myśli – pewnie jakiś dom uciech, hinduska dziupla albo porwanie dla okupu, myślę no spoko, chciałem wyjazd do Indii to mam :). Bardzo dobitnie próbowałem wytłumaczyć nowemu przyjacielowi, że po kilkudziesięciu godzinach podróży jestem bardzo zmęczony i żadne rozrywki mnie nie interesują. Nie dawał za wygraną. Co raz mocniej namawiał mnie do zamknięcia oczu. W końcu uległem i zamknąłem oczy dla świętego spokoju (wiadomo, podglądałem ;)). Szybki sms do Ani ze współrzędnymi geograficznymi 'w razie czego’ i jedziemy dalej. Wjechaliśmy do bocznej uliczki, potem kolejnej, aż w końcu wylądowaliśmy w dość ciemnej ulicy. Powiedziałem – nie wychodzę z samochodu. Niestety po raz kolejny 'przyjaciel’ nie dał za wygraną i musiałem opuścić samochód, wziąłem plecak z najcenniejszymi rzeczami i poszedłem za nim schodami w dół. Oczywiście na schodach kazał znowu zamknąć oczy… Po kilku sekundach mogłem je otworzyć! Widok? Jak w Sharm El-Sheik… Był to zwykły sklep z badziewiem. Mnóstwo kadzidełek, pozłacanych figurek, biżuterii w okazyjnej cenie i różnego rodzaju badziewia. Trochę mi ulżyło bo spodziewałem się czegoś gorszego :). Niestety podczas próby wyjścia ze sklepu jeden ze sprzedawców zagrodził mi drogę i zaprosił do kolejnego pomieszczenia gdzie miał wspaniałe chusty hinduskie:

20140928_213239

Trzeba przyznać dość ciekawe, ale cena jak zwykle dla białego 10 razy wyższa niż normalnie. Widząc moje zdenerwowanie puścili mnie wolno i po około 30 minutach dotarłem bezpiecznie do hotelu :)..

Kolejne dwa dni spędziłem w pracy niestety widząc niewiele poza okolicą, której mieszczą się siedziby największych firm. Okolica ta jest dość dobrze rozwinięta:

20140930_124807

20140930_124836

20140930_075847

20140930_075850

Co ciekawe – po godzinie 23 w Bangalore są zamykane wszystkie puby czy nawet restauracje. Pomimo dość 'bogatej’ okolicy dojazd z hotelu do siedziby firmy był dość ciekawą przygodą 🙂

Niestety mój pobyt w Bangalore był zaplanowany jedynie na niecałe 4 dni. Po dwóch dniach pracy przyszedł dzień ostatni. Na szczęście wylot miałem późnym popołudniem, razem z rosyjskimi kolegami korzystając z ich znajomości dostaliśmy samochód wraz z kierowcą także mogliśmy choć odrobinę zobaczyć miasto zza szyby samochodu:

Jedną z bolączek Indii są niesamowite korki, praktycznie każdy ma tutaj samochód lub skuter. Nie pomaga nawet to, że czasami na jednym skuterze jadą nawet trzy czy cztery osoby :).

Głównym zabytkiem w Bangalore jest okazały Pałac:

20141001_115455

Oprócz Pałacu jest tam kilka bardziej ciekawych budynków przypominających o kolonialnych rządach w Bangalore:

20141001_110009

Krótki choć intensywny pobyt w Bangalore dał mi namiastkę tamtejszej kultury. Niezliczona ilość śmieci na ulicach, rozwalające się baraki położone tuż obok nowych budynków, bezdomni oraz różnego rodzaju zapachy pozwalają mi stwierdzić, że w mniej rozwiniętych częściach Indii może być jeszcze gorzej… Mimo wszystko hindusi są bardzo mili i przyjaźnie nastawieni. W każdej chwili są gotowi pomóc czy odpowiedzieć na pytania. Będąc w Bangalore warto odwiedzić firmowy sklep Himalaya, tamtejsze kosmetyki są bardzo dobre, a kupując je w Indiach płaci się dosłownie grosze

Ogromnym plusem wizyty w Indiach jest jedzenie – tamtejsza kuchnia należy do jednych z najlepszych na świecie. W Bangalore mieszka przeważająca większość wegetarian, ale nawet wegetariańskie potrawy potrafią tam smakować bardzo dobrze. Miałbym bardzo miłe wspomnienia z Indii gdyby nie ostatni posiłek na lotnisku i powrót…

Czekając na samolot postanowiłem skosztować pysznego kurczaka z plackami naan. Jest to jedna z moich ulubionych potraw. Całość pomimo, że kupiona na lotnisku nie była droga a i smakowała wyśmienicie:

20141001_183244

Niestety do czasu…

Pierwszy lot z Bangalore do Dubaju przebiegł bardzo pomyślnie. W Dubaju otrzymałem pokój i mogłem się kilka godzin przespać. Już wtedy czułem, że z moim organizmem jest coś nie tak… Wchodząc już do samolotu lecącego do Warszawy otrzymałem dobrą wiadomość – darmowy upgrade do klasy biznes! W liniach Emirates to prawdziwy luksus… Darmowy szampan, karta dań i drinków… siedzenie rozkładające się do pozycji leżącej. Wszystko byłoby pięknie gdyby nie pogarszające się samopoczucie. Ból brzucha plus odczuwalna gorączka robiły swoje. Z minuty na minutę czułem się coraz gorzej. Do takiego stopnia że drogi z wyjścia samolotu do swojego mieszkania praktycznie nie pamiętam. Dotarłem do mieszkania i jedyne co byłem w stanie zrobić to wysłać SMSa do Ani, że coś jest nie tak i chyba trzeba wezwać lekarza (po kilku dniach jak sprawdziłem smsa to dopiero zobaczyłem ile można zrobić literówek w krótkiej wiadomości :)). Ze względu na mój stan musiał odwiedzić mnie lekarz w domu. Nie będę opisywał szczegółów, ale czekając na lekarza leżałem zupełnie nie wiedząc co się dzieje, do tego stopnia że zwracałem wszystko co zjadłem przez ostatnie kilka dni nie dostając się nawet do łazienki… Pierwszy i do tej pory jedyny raz myślałem, że za kilka godzin pozostanie po mnie wspomnienie. Okazało się, że bardzo mocno się zatrułem, 40 stopni gorączki plus wspomniane sensacje żołądkowe prawie mnie wykończyły. Na szczęście po kilku dniach brania leków antybakteryjnych udało się to przezwyciężyć. Mimo wszystko zanim następnym razem pojadę do Indii to 3 razy się zastanowię…

Pomimo, że będąc w Indiach jadłem tylko i wyłącznie w dobrych restauracjach (podróż służbowa ;)), unikałem warzyw i owoców. Piłem tylko wodę butelkowaną (włącznie z myciem zębów tą wodą) i za każdym razem myłem ręce – dopadło mnie bardzo silne zatrucie. Dodam, że jadąc do Indii byłem już zaszczepiony na wiele chorób.

Będąc w Indiach bardzo uważajcie, niestety jak widać uniknąć zatrucia nie jest łatwo.

Nie chcę odradzać wypadu do Indii, niewątpliwie jest to wspaniały kraj z mnóstwem ciekawych miejsc, ale przed wyjazdem skompletujcie apteczkę, zróbcie szczepienia, a będąc na miejscu bardzo uważajcie na to co jecie i pijecie :).