Pierwsze kroki po przeczekaniu tropikalnej ulewy skierowaliśmy w stronę głównej drogi, na której zatrzymują się lokalne autobusy. Naszym celem była plaża Anse Takamaka, lecz o niej napiszemy w części poświęconej seszelskim plażom.
Transport na Seszelach
Najtańszym środkiem transportu są lokalne autobusy. Bilet kosztuje 5 Rupii (ok. 1.5 zł) niezależnie od miejsca docelowego. Sieć transportu jest dobrze rozwinięta na głównej wyspie Mahe, autobusami można dojechać w prawie każdy jej zakątek. Oczywiście jak to w Afryce nie ma co szukać rozkładu jazdy autobusów (poza dworcem głównym, chociaż i tam ciężko o punktualność), a przystanki autobusowe na trasie wyglądają mniej tak:
Wyjątkiem są dworce autobusowe znajdujące się w kilku małych miasteczkach. Dworzec główny skąd odjeżdżają wszystkie autobusy znajduje się w stolicy Seszeli – Victorii. Jest tam kilka stanowisk, a w razie problemów ze znalezieniem odpowiedniego można pójść do budki, w którym siedzi uprzejmy pracownik i zapytać go o dane miejsce. Seszelskie autobusy to głównie kilkudziesięcioletnie maszyny produkcji hinduskiej (TATA). Nie mają one klimatyzacji lecz zawieszone na suficie małe wiatraczki :). Niejednokrotnie zdarzyło się, że ze względu na brak miejsc siedzących musieliśmy stać tuż przy drzwiach wejściowych. Nie było w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że względu na wysoką temperaturę i chęć ochłody kierowcy zazwyczaj zostawiają drzwi otwarte :). Jazda kilkadziesiąt km/h po bardzo krętych drogach tuż nad urwiskami przy otwartych drzwiach to niezła porcja adrenaliny. Mimo wszystko polecam autobusy – świetne przeżycie :). Poniżej typowy seszelski autobus:
Oprócz autobusów można korzystać z taksówek, ale są one podobno bardzo drogie i właściwie nigdzie ich nie widać. Dość ciekawym pomysłem na przemieszczanie się jest łapanie stopa :). Nam dwukrotnie udało się złapać jadący samochód. W jednym przypadku był to miły Kenijczyk, który pomimo, że jechał w trochę innym kierunku to zboczył kilka kilometrów z trasy tylko po to, żeby podwieźć nas na plażę. W drugim przypadku trafiliśmy na ochroniarza byłego prezydenta Seszeli. Ten był tak miły, że oprócz podwiezienia nas do Victorii, „skoczył” do pobliskiego sklepu i kupił nam słodki prezent w postaci tamtejszego dżemu z marakui :). Piękny kraj i wspaniali ludzie :).
Oczywiście na wyspie można też wypożyczyć samochód, ale kręte drogi, lewostronny ruch plus afrykański styl jazdy na klakson nas do tego zniechęcił, mimo wszystko wypożyczenie samochodu jest dość popularne wśród białych turystów.
Victoria
Jest stolicą i jednocześnie największym miastem na Seszelach. Zamieszkuje ją ok. 22 tysiące osób, czyli tyle ile nasze rodzinne Opoczno :). Pomimo niewielkiej liczby mieszkańców w godzinach szczytu panują tam niezłe korki, które skutecznie spowalniają przejazd. W centrum stolicy Seszeli znajduje się wiele budynków, które przypominają czasy kolonialne tego wyspiarskiego państwa. Na środku skrzyżowania można podziwiać miniaturę angielskiej wieży zegarowej:
Budynek Sądu Najwyższego:
Miasto w godzinach południowych tętni życiem. Na ulicach można zobaczyć wielu bardzo miłych tubylców, którzy niespiesznie przechadzają się ulicami tego urokliwego miasteczka. Co ciekawe przerwa na lunch jest na Seszelach traktowana bardzo poważnie – każdy ma prawo zamknąć swój przybytek, przyklejając karteczkę – lunch break. Zdarzyła nam się nawet taka sytuacja, że Pan nie chciał nam odpowiedzieć na pytanie o cenę jakiejś pamiątki – zamiast tego włączył muzykę na magnetofonie i zaczął tańczyć przy swoim stoisku!!! Normalnie stwierdził – mam teraz przerwę i poszedł w tany. Do dzisiaj jak to wspominamy nie możemy wytrzymać ze śmiechu.
Kilka zdjęć z Victorii:
Jedną z atrakcji stolicy jest świątynia hinduistyczna o nazwie… Arul Mihu Navasakthi Vinayagar :). Sam budynek jest bardzo charakterystyczny i wyróżnia się w architekturze miasta. Będąc w Victorii warto go odwiedzić:
Jedną z głównych atrakcji stolicy Seszeli opisywaną w przewodnikach turystycznych jest Ogród Botaniczny. Wstęp do ogrodu kosztuje 100 Rupii (ok. 30zł). Znajduje się tam wiele gatunków bardzo ciekawych roślin w tym słynna Palma Seszelska Coco de Mer. Drzewo to rośnie dziko tylko na wyspie Praslin oraz Curieuse. W ogrodzie botanicznym znajduje się nawet drzewko posadzone przez Księcia Edynburga Filipa jak i przez byłą Prezydent Indii.
Palma ta słynie ze swoich owoców, które przypominają pewną ludzką część ciała – mówiąc oględnie wyglądają jak zgrabne pupki 🙂
Oprócz Coco de Mer w ogrodzie znajduje się wiele innych ciekawych roślin zebranych z całego świata. Całość tworzy ciekawą kompozycję, chociaż mimo wszystko nie jesteśmy przekonani czy to atrakcja nr 1 w stolicy Seszeli :).
Kilka zdjęć z ogrodu:
W trakcie spaceru spotkaliśmy bardzo miłą grupę tutejszych uczniów 🙂
Ciekawostką spotkaną w ogrodzie jest kapsuła czasu, w której znajdują się nasiona endemicznych roślin seszelskich. Stworzono ją w 1994 roku i zostanie ona otwarta w 2044 roku. Zabieg ten zrobiono na wypadek wyginięcia gatunków roślin, które można spotkać w tym pięknym kraju:
W ogrodzie znajduje się też spore stadko żółwi lądowych. Należą one do gatunku Żółw Olbrzymi (Aldabrachelys gigantea). Rozmiarem dorównują one swoim słynnym krewniakom z Galapagos. W naturze żółwie te zamieszkują atol Aldabra należący do archipelagu Seszeli. Można powiedzieć, że panują nad tym terytorium. Atol nie jest zamieszkany przez ludzi, a żółwi mieszka tam ponad 150 tysięcy! Spotkać je również można na wyspie La Digue.
Sir Selwyn Selwyn-Clarke Market
Jedną z atrakcji Victorii, która nam przypadła najbardziej do gustu był market o wdzięcznej nazwie Sir Selwyn Selwyn-Clarke Market. Jest to centrum handlowe stolicy. Kupić tutaj można wiele rodzajów ryb (w tym także te kolorowe), owoców, warzyw czy przypraw. Zachwyca on kolorami stoisk i zapachami tamtejszych specjalności. Jedną z rzeczy, którą trzeba kupić będąc na Seszelach jest tutejsza wanilia. Cena jest niska, a kupno prawdziwych lasek wanilii to nie lada gratka :). Na Seszelach występuje również powszechnie Tamaryndowiec – jeden z podstawowych składników sosu Worcestershire, używany również w kuchni azjatyckiej. Będąc na Seszelach można się w niego zaopatrzyć idąc na plażę – owoce dosłownie leżą na drodze.
Zdjęcia z wizyty w markecie:
Bardzo ciekawym owocem występującym w tutejszym klimacie jest brat słynnego Duriana – Jackfruit. Nie wydziela on aż tak intensywnego zapachu jak Durian, ale mimo wszystko wyróżnia się wśród owoców (daje trochę girami :P) :). Nasza gospodyni robiła bardzo smaczne „czipsy” z tego owocu (Jackfruit to ten z kolcami).
Jeżeli będziecie na Seszelach to koniecznie odwiedźcie to miejsce, na pewno nie będziecie żałować :).
Podsumowując, będąc na wyspie Mahe warto odwiedzić stolicę Victorie. Może nie ma ona wielu historycznych zabytków, ale sam kolonialny klimat miasta sprawia bardzo fajne wrażenie. Do tego świetny market, ciekawa świątynia hindu czy ogród botaniczny sprawią, że spędzicie dzień bardzo przyjemnie :).
W następnej części opiszemy bajeczne seszelskie plaże!
Piekne fotki. Jakim aparatem robione? A na zdjeciu owoc z kolcami to jest nie Jackfruit tylko Graviola 🙂
Dzięki :). Robione Nikonem D3000, a niektóre zwykłą cyfrówką Sony :). Co do owocu hmm, nasza gospodyni rodowita Kreolka nazywała go Jackfruit, podobnie jak targowi sprzedawcy. Jesteś pewna, że to Graviola? 🙂